Lawenda
- slomski
- 6 lip 2016
- 2 minut(y) czytania
Mam problem ze swoją wiarą. Podstawowy, że jej mało a nawet ta co jest, jest słaba. Zresztą jak mierzyć poziom wiary? Znam ludzi, którzy aż ociekają wiarą - nie wierzę im. Tak jak nie wierzę niewierzącym. Mam wrażenie, że oni nie szukają więc nie znajdują.
Gdy tylko coś mi mówi by przyznać się do wiary, natychmiast jest mi... wstyd. Bo widzę się w szeregu agresywnych bojowników o to czy tamto. Widzę się w szeregu odświętnie ubranych i dobrze odżywionych urzędników pana b. którzy na wierze innych (bo chyba nie swojej) robią kasę. Mówiąc wierzę, jakbym zdradzał niewierzących mistrzów i przyjaciół. Czuję wtedy, że zostają samotni, opuszczeni jakbym to ja miał być ich zbawicielem. Nie, wcale tak się nie czują, raczej ironicznie patrzą w moją stronę - jak gdyby wiara była konformizmem a jej brak, zwyczajnym ludzkim bohaterstwem. Wierząc brakuje mi smutku a smutku potrzebuję. Wierząc nie cieszy mnie tak przemijalność wiosny i lata, nie boli tak odejście zmarłych. Bo wszyscy się jeszcze spotkamy, powrócimy do Boga; tak naprawdę już jesteśmy w raju, trzeba tylko wiary by umieć to dostrzec. A ja nie chcę i nie potrafię. Idąc na spacer z psem, gdy doskwiera lipcowy upał, męczy gęsta i lepka zwyczajność, wiara wręcz przeszkadza, nie koresponduje z bylejakością chmur. W takie dni marzy się o chłodnym piwie. Nic więcej.
Wierząc naprawdę, bezpowrotnie traci się urok narcystycznego przekonania, że wiara jest prywatną zdobyczą. Już nie da się grać samotnego odkrywcy wyrafinowanych prawd, już nie da się nikomu ofiarowywać swej domniemanej oryginalności. Wiara w siebie to świetny wabik, niekończący się temat miłosnej rozgrywki, czy rozrywki. Wiara w Boga unicestwia JA, wystawia je na ultrafioletowe promieniowanie absolutu; nie ma takich okularów, kremów i filtrów by się ochronić. Pozostaje pokora, jak ja jej nie lubię. Tak przecież przyjemnie jest gardzić innymi, rozsmakowywać się nad ich niedoskonałością, usprawiedliwiając pogardę fałszywą skromnością.
Niech więc stracę już tę wiarę! Paradoks bo przecież tyle zajmuje jej szukanie. Złożę broń, nie będę agresywny, nie będę przekonywał. Zasnąć w tajemnicy, nie twierdzić, że się ją okiełznało.
...i tak jedziemy przez te pola lawendy, nie otwieramy oczu - przyśniło mi się dzisiaj zmuszając by o tym napisać.
Commentaires